Pokrzywnica: Właśnie skończyłam „Ścianę” Andrzeja Dudzińskiego. Podobała mi się.
Ciernik: Mnie też. Chociaż w niektórych miejscach trochę się nudziłem.
Pokrzywnica: Ty chyba żartujesz, Rybo Ciernistych Wodorostów? Znudziła
Cię „Ściana”? Mnie wessała od początku i trzymała do ostatniego słowa!
Ciekawe, skąd taka rozbieżność w odbiorze?
Ciernik: Sam się nad tym zastanawiałem. Chyba zmęczyły mnie opisy tych
wszystkich operacji sprzętowych. Bohater w pewnym momencie stwierdza, że
śmieszą go wszystkie książki, w których nie wspomina się o nich, albo
traktuje się ten aspekt wspinaczki po macoszemu. Ale ja chyba już wiem,
dlaczego pisarze to pomijają. Bo na dłuższą metę to jest monotonne. Poza
tym ja te operacje sprzętowe dobrze znam, więc nie chciało mi się
czytać tych fragmentów.
Pokrzywnica: A widzisz! Znudziły Cię opisy czynności, które znasz z
własnego doświadczenia. Ale nie każdy zna. Ty czytałeś to jako wspinacz,
ktoś, kto dokładnie wie, o czym mowa. Dla mnie, laika, to wszystko było
nowe i ciekawe.
Spodobał mi się język autora. Przypomina mi skały, kamienie. Jest
surowo, szorstko, chropowato, czasem zdarzają się błędy frazeologiczne,
ale one pasują do stylu opowieści, są takim chrzęszczącym żwirem,
poszarpanymi nierównościami w skale. Gdyby to wszystko było idealnie
gładkie, wyszlifowane, straciłoby na wyrazie. Ale jest też trochę
literówek, a nawet ortograf: „stróżki potu” – tu jednak powinna wkroczyć
korekta.
Ciernik: Dla mnie to opowiadanie jest ciekawe z innych powodów.
Upolowałaś je w jednym z najgorszych okresów polskiego himalaizmu:
najpierw zginęli Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski podczas zimowej
wyprawy na Broad Peak, później stracił życie jeden z najbardziej
zasłużonych polskich himalaistów – Artur Hajzer. Historia tego
ostatniego jest zresztą bardzo podobna do opisanej w „Ścianie”:
himalaista po tragedii przeżytej w górach wycofuje się ze wspinaczki,
układa sobie życie bez gór i nawet odnosi sukces, jednak coś ciągle nie
pozwala mu zapomnieć o przeszłości, więc wraca. Po co wrócił w góry
bohater „Ściany”?
Pokrzywnica: Może nie: po co, ale: dlaczego? Może dla niektórych ściana
jest po prostu życiem, a życie – ścianą? I nic, poza tym, dla nich nie
istnieje?
Ciernik: Siłą tekstu jest to, że nie możemy być pewni, o czym on naprawdę jest. Wierzymy od
początku, że chodzi o konfrontację bohatera z jego lękami, tragiczną
historią. On sam wydaje się w to wierzyć. Gdyby chciał się zabić, to
przecież wystarczyłoby w pewnym momencie odpuścić, puścić, odpaść od
ściany, ale nie, bohater walczy do końca. On po prostu nie zdaje sobie
sprawy z tego, że już przegrał. Nie wiemy, tak naprawdę, kiedy to się
stało. Czy wtedy, gdy doszło do pierwszych odmrożeń, czy może już wtedy,
gdy podjął decyzję o powrocie w góry? Kto wie, być może cała wyprawa
była skazana na przegraną od samego początku, a bohater nie chciał przez
cały czas dopuścić tego do świadomości? A może było to sprytnie uknute
samobójstwo? Ludzka psychika potrafi stawiać takie zasłony dymne.
Potrafi się oszukiwać. I o tym jest ta historia. O
samooszukiwaniu się, pozornych działaniach, autosabotażu, odkupieniu,
poczuciu winy, odpowiedzialności. Autor pokazał to wszystko umiejętnie,
stroniąc od prostych recept i łatwych odpowiedzi.
Pokrzywnica: A pamiętasz tę opowiedzianą na samym początku piękną
przypowieść o ptakach? To właśnie ona sprawiła, że nie mogłam się od
„Ściany” oderwać aż do końca. I to ona jest dla mnie wskazówką, jak to
opowiadanie czytać, rozumieć. Ptaki nie szukały śmierci, choć większość z
nich zginęła w drodze. One szukały metafizycznego królestwa, gniazda,
domu. Bohater też go szukał – przez całe swoje życie, nie tylko w
górach.
Ciernik: Ptaki szukały nie gniazda, tylko króla, czyli kogoś, kto
rządzi, decyduje i potrafi zaprowadzić porządek. Ptaki były zmęczone
anarchią i problemami, tak jak bohater jest zmęczony walką ze swoimi
własnymi demonami. Wszyscy szukają kogoś silniejszego, kto rozwiąże ich
problemy. Udają się w góry, żeby odzyskać kontrolę nad swoim życiem.
A wiesz, że w dawnej zachodniej tradycji okultystycznej, jeśli mag
chciał przywołać i zmusić demona do współpracy, to najpierw wzywał Boga i
jego pomocników? W ten sposób powoływał się na króla. Podobnie jest z
niektórym rytuałami w buddyzmie tybetańskim.
Pokrzywnica: Moim zdaniem bohater wcale z demonami przeszłości nie
walczy, tylko one go po prostu żrą. I żarłyby go, kimkolwiek by nie był i
jakkolwiek by nie żył. Jeśli nie te demony, to inne, bo on – człowiek –
ma po prostu taką kondycję wewnętrzną. Taki jest.
Ptaki szukają króla, którym same są, każdy z nich. Znajdując króla,
znajdują gniazdo. To jest znacznie głębsze, niż prosty problem pod
tytułem: mam poczucie winy. Tu nie tyle o poczucie winy chodzi, ile o
poczucie człowieczeństwa, kondycji własnej – marnej i wielkiej zarazem.
Ciernik: Oczywiście, chodzi tu o króla wewnętrznego – o odzyskanie
kontroli, władzy nad własnym życiem. Gniazdo to po prostu poczucie bycia
u siebie zawsze i wszędzie.
Pokrzywnica: Ściana to metafora życia. Jedyne, co bohater może zrobić,
żeby być w zgodzie ze sobą („nie iść zbyt szybko, żeby nie zgubić
własnego ducha” – jak uczy druga z przytoczonych w książce przypowieści)
to atakować tę ścianę w nadziei na szczyt. Ale czy zdobycie szczytu
jest w ogóle możliwe za życia, jeśli ono samo jest ścianą?
Ciernik: He he. „Jeśli ktoś jest młotem, wszystko jawi mu się jako gwóźdź do wbicia”?
Pewnie, że można patrzeć na bohatera w szerszej perspektywie, ale ja
patrzę na niego przede wszystkim jak wspinacz na innego wspinacza. Nie
wiem, czy śledziłaś wydarzenia związane ze śmiercią wspomnianych
wcześniej polskich himalaistów. Przez media przetoczyła
się wtedy dyskusja, czy inni powinni iść ich szukać, czy jednak w górach
każdy jest zdany tylko na siebie. Takie pytania stawia się wciąż na
nowo przy każdej wysokogórskiej tragedii. To bardzo drażliwa sprawa. A w przypadku bohatera nie mamy nawet do czynienia z ośmiotysięcznikiem.
On asekurował innego wspinacza i jego zadaniem było zrobić wszystko, by
go uratować. Czuje, że zawiódł. Podwójnie, bo nie dość, że nie pomógł
partnerowi wspinaczkowemu, to jeszcze tym partnerem była żona. To, co
się stało, to nie jest tylko kolejna ściana do pokonania w nadziei na
szczyt.
Pokrzywnica: Nie kolejna. Jest jedna. Przez cały czas ta sama. Całe
życie jest tą jedną i on nieustannie tę jedną pokonuje. Gdy siedzi w
domu, chodzi do sądu i potem odkręca gaz, to też jest w istocie wciąż na
tej samej, jednej wyprawie, przy tej samej, jednej ścianie. Tylko gdy
jest w domu, to ona jest jakby zasłonięta mgłą, niewyraźna. Dlatego on
woli wrócić w góry i tam ją widzieć jasno, taką, jaka jest.
Warto było „Ścianę” przeczytać? Kupić? Według mnie – tak. Czterdzieści
pięć stron. Opowiadanie, nie tłusta powieść. Ale w takich tekstach widzę
sens i wartość selfpublishingu. Jako samodzielna książka to by się
pewnie nie ukazało w typowym wydawnictwie. Może gdyby autor zebrał trzy,
cztery takie opowiadania… Ale to by nie było to samo. To opowiadanie
jest jak pieśń – musi wybrzmieć samotnie, do końca. I dobrze, że tak
właśnie je dostajemy – samodzielne i samotne.
Ciernik: Jak najbardziej. Krótkie, ale za to wielowymiarowe opowiadanie,
doskonały pokarm dla mózgu. Idealna długość tekstu w stosunku do
ciężaru tematu. To jest to, co Cierniki lubią najbardziej.
www.leniwiecliteracki.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz