Wraz z Mateuszem zyskujemy akceptację Richiego, pracownika sypialni, który decyduje, czy możemy tu spać, czy nie. Otrzymuję torebkę z płynnym mydłem i szmatę, która służy za ręcznik. Na koniec wciska mi w dłoń numerek „34”.
- Znajdź sobie wolne łóżko, bo zdaje się, że „34” jest już zajęte.
Faktycznie, w kąciku, gdzie mieści się „moja” prycza siedzi kilku czarnych. Patrzą na mnie jak na intruza.
Na pryczy z numerem „34” siedzi wytatuowany facet po 30 ze złamanym nosem i wzrokiem mordercy.
Na pryczy z numerem „34” siedzi wytatuowany facet po 30 ze złamanym nosem i wzrokiem mordercy.
- Good evening…
- Wszystko zajęte. Szukaj gdzie indziej…
Wolne miejsce jest po drugiej stronie sali. Na dole drzemie mężczyzna w ortalionie, który trzyma przy sobie kurczowo wszystkie toboły. Nie reaguje, gdy wchodzę na górną pryczę. Na posłaniu zostawiam kurtkę. Biorę mydło i ręcznik i idę w stronę oświetlonego wejścia, skąd dochodzi szum wody i buchają kłęby pary. Wewnątrz kilkanaście nagich ciał… Staję w progu i osłaniam Mateusza, który kręci „z rękawa”. Marne światło, ale jest szansa, że coś wyjdzie…
Wracam do swojej pryczy. Facet z dołu zdążył już w tym czasie podnieść się ze swojego posłania i ogląda moją kurtkę.
- Podoba ci się? - pytam.
- Niezła, ile chcesz za nią?
- Nic. Nie jest na sprzedaż.
- Camon… Możemy zrobić dobry deal…
- Nie, dzięki…
- Pięć dolarów. To jest moja cena.
- Chyba żartujesz?
- Człowieku, to dobry deal, dla ciebie…
Między nami przeciska się mężczyzna sporej tuszy. Cały zarośnięty. Widać że nie zna się na żartach. Kładzie swój tobół na mojej pryczy i strąca moją kurtkę na podłogę. Podnoszę ją, a on pokazuje mi swój numerek. Faktycznie. Zająłem jego miejsce. Siadam na parapecie zakratowanego okna i czekam. Przecież jakieś łóżko zostanie wolne. Wtedy je zajmę.
Parapet to dobry punkt obserwacyjny. W sypialni ruch, jak w mrowisku. Ludzie jednak mało ze sobą rozmawiają. Widocznie nie mają o czym. Mało tu przyjaznych gestów, pogadywań. Każdy jakby z osobna przeżywa swoje osamotnienie. Bo żebrak to samotnik bez przyjaciół i rodziny. Albo o nim zapomnieli, albo on sam nie chce, by ktoś go pamiętał. Każdy z nich ma swoją historię. I każdy z nich dostał kopniaka poniżej pleców, który mocno tkwi w mózgu. Jak skaza, jak drogowskaz, który kazał im wyprowadzić się z normalnego domu i pozbawił innych możliwości zarobkowania, uznanych za obyczajowo poprawne.
- Za 5 minut gasimy światło! - Richie stoi w progu i stanowczym wzrokiem lustruje salę. - Hej, ty tam! Na sali nie palimy petów! Chcesz jarać, to wynoś się… - zwraca uwagę starszemu Latynosowi, który ukradkiem zaciąga się resztką papierosa.
Richie odwraca się w moją stronę.
- Co z tobą?
Pokazuję mu numerek, on patrzy w stronę wytatuowanego i już wszystko rozumie.
- Poczekaj jeszcze chwilę.
Przed zgaszeniem świateł prowadzi mnie do pryczy, gdzie góra jest wolna i daje gwizdek.
- Po co?
- Jakby były problemy, dmuchaj, nawet się nie zastanawiaj.
Koc śmierdzi jakimś środkiem odkażającym. Przykrywam się nim i po chwili gaśnie światło, tylko pod sufitem jarzy się słaba jarzeniówka. Już po upływie minuty słychać chrapanie.
Noc minęła bez przygód. Tubalne chrapanie sześćdziesięciu gardeł sprawiło, iż nie zmrużyłem oka. Mateusz również. Poza tym pilnował kamery, by nie zmieniła właściciela.
Rano, po pośpiesznej toalecie w umywalni, na którą składało się płukanie twarzy i ust stanęliśmy w ogonku do termosu z kawą. Niektórzy napełniali swoje butelki, inni korzystali z papierowych kubeczków. Byli i tacy, którzy wychodzili nie korzystając ani z toalety, ani z kawy. Bali się, że inni zajmą im ich „złote ule”, śmietniki na tyłach sklepów spożywczych i jadłodajni, gdzie rankiem można zdobyć pożywienie na cały dzień.
Maskarada - Dudziński Andrzej, Nowicki Michał za 31,99 zł | Książki empik.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz