Książkę zapakowałam do plecaka na wakacje i
pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam zaraz po powrocie, to sprawdziłam w Internecie,
jak się rzeczy z tytułowym bohaterem mają. Bowiem Andrzej Dudziński tyle
napisał na temat Jana Żeglarza, że nie sposób w to wszystko uwierzyć albo i nie
uwierzyć, jak kto woli. Ja od czasu do czasu podpytywałam męża, z wykształcenia
historyka przecież, który z jeziora (pilnował pluskające się dzieci) kiwał
głową z politowaniem, i mówił: Natkuś, przecież świat by się
wywrócił do góry nogami, jakby tak w istocie było. A że ja czytelniczo
naiwna jestem, to i skłonna byłam uwierzyć w odkrycia Jana, tym bardziej, że
Internet faktycznie ani potwierdza ani zaprzecza. Najważniejsze – Jan z Kolna
istniał naprawdę. Dzieci na wakacjach się pluskały (o czym już wyżej),
wybiegały za piłką, a ja przenosiłam się w różne miejsca. Mam tę cechę właściwą
wielu molom książkowym, że potrafię zapomnieć o tym, co dookoła i podróżuję
sobie za darmo po całym świecie. Tutaj na współczesne Wyspy Owcze i po Europie
czasów wielkich odkryć geograficznych. Autor bowiem połączył dziś z kiedyś. W dziś
historyk Robert Nowicki trafia na Wyspy Owcze, by w miejscowym starym
klasztorze badać stare księgi i pomóc w uporządkowaniu biblioteki. Za namową
przeora zaczyna badać tytułowy Manuskrypt Jana Żeglarza. Przy pomocy
studentów udaje mu się przetłumaczyć starą księgę, która okazuje się być
zapisem życia sławnego żeglarza Jana z Kolna. Nasz historyk trochę przypomina
kultowego Pana Samochodzika (tutaj w wersji dla dorosłych), tyle że bez ….
pojazdu. Nie brak tu tajemnic do wyjaśnienia, podejrzanych typów, pięknych
kobiet, niebezpieczeństw i dużej porcji historii podanej w atrakcyjny sposób.
Jednocześnie, gdy Nowicki z niezwykłą pieczołowitością bada średniowieczny
dokument, Jan Żeglarz (już w kiedyś) pływa sobie po średniowiecznej
Europie, spotyka się z osobami znanymi do tej pory z kart historii – jak choćby
z kupcami gdańskimi, Krzysztofem Kolumbem czy Henrykiem Żeglarzem. Autorowi
udało się zgrabnie połączyć jedno z drugim, przejścia w czasie są płynne, pewne
informacje uzupełniają się, zdarzają się zaskakujące zwroty akcji, książka jest
nieprzewidywalna – dobra lektura na wakacje.
Już po lekturze nie opuszcza przez jakiś czas
pytanie – co by było gdyby. Gdyby faktycznie okazało się, że Jan z Kolna
faktycznie dotarł przed Kolumbem do Ameryki. Pomarzyć zawsze można. Choć pewnie
dostałoby się nam za to odkrycie Ameryki, ponieważ wiadomo, co ze sobą niosło.
Książka mimo dużej promocji i Kaszub i Polski jest absolutnie nie narzucająca
się. Bez wątków emocjonalnych – że to, co nasze jest the best. I Jan Żeglarz –
odkrywca Ameryki też. Ja potraktowałam ją jako ciekawą rzecz o miłości i
marzeniach. O wielkiej pasji, która zawładnęła życiem. Czytało się wyśmienicie
i gorąco polecam. Lubię takie historyczne niespodzianki, lubię historię w tle.
Tu jest ich całe mnóstwo. Nic dziwnego, że tak łatwo dałam się wciągnąć w tę
grę.
Brulionbeel.blox.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz