czwartek, 22 lutego 2018

Tajemniczy żeglarz

Czterdziestoczteroletni Robert Nowicki jest hi­storykiem, pracownikiem uczelni, lubiącym zajęcia ze studentami, ale trochę nimi znudzonym. Jego prawdziwą pasją jest morskie żeglarstwo. Odkąd pracuje naukowo, dobiera sobie tematy badań tak, aby ich realizacja wymagała nie tylko odwiedzania archiwów i bibliotek, ale przede wszystkim była pretekstem do morskich wypraw. Starał się o sty­pendium norweskiej Fundacji Nansena na badanie hipotezy o tym, ze kilkanaście lat przed Kolumbem Amerykę odwiedzili niemieccy korsarze pozostający na usługach króla Portugalii. Ponieważ jednak komisja przyznała stypendium komu inne­mu, profesor Nowicki odwiedza w poszukiwaniu ciekawych dokumen­tów klasztor franciszkanów znajdujący się na Wyspach Owczych. Wśród znajdujących się tam manuskryptów znajduje jeden szczególnie interesu­jący, pochodzący ze schyłku średniowiecza i choć spisany alfabetem ła­cińskim, to jednak w dziwnym, nieznanym badaczom, którzy do tej pory odwiedzali klasztorne archiwa, języku. Wśród tych badaczy nie było jed­nak dotąd Polaków, a żaden z nich nie przypuszczał, ze tak dawny rękopis może być spisany w języku... kaszubskim. Nowicki prosi przyjaciela ję­zykoznawcę o przetłumaczenie rękopisu. Okazuje się, ze znalezisko ma nadzwyczajną wartość. Przed polskim profesorem otwiera się szansa na bardzo doniosłe odkrycia. Rekonstrukcja dziejów Jana Żeglarza może cał­kowicie zrewidować historię wielkich od kryć geograficznych.
Powieść Dudzińskiego warto polecić wszystkim rodzimym wielbi­cielom historyczno-detektywistycznych czytadeł w stylu „Kodu Leonar­da da Vinci". Bystra, wartka i gęsta, prowadzona wielotorowo fabuła (będziemy tu śledzić zarówno losy Nowickiego, jak i żeglarza sprzed ponad pięciuset lat) wciąga czytelnika juz od pierwszej strony, wabiąc całym mnóstwem prawdziwych fałszywych tropów i nie dających się przewidzieć zwrotów akcji (a puenta dopiero zaskakuje!). Jest to świet­ne czytadło pozwalające czytelnikowi przenieść się w odległe, piękne, pełne przygód i niebezpieczeństw światy.

Jarosław Górski


Rozmowa Jarosława Górskiego z Andrzejem Dudzińskim:

-  „Manuskrypt Jana Żeglarza" to oczywiście opowieść fikcyjna, twórczo rozwijająca dzieje jednego z najbardziej tajemniczych polskich odkrywców - Jana z Kolna. Czy prowadził pan własne bada­nia dotyczące tej postaci?

 -  „Manuskrypt" jest powieścią i nie ma ambicji udowadniania żadnych tez naukowych, ani opowiadania się za żadną z koncepcji histo­rycznych na temat tego zagadkowego żeglarza.

Chyba udało mi się przeczytać wszystko, co zostało opublikowane na jego temat w Europie i w obu Amerykach. Zdania naukowców są podzielone. Większość z nich nie spiera się jednak co do faktu istnienia tej postaci. Kilkaset lat później Joachim Lelewel w specyficznych wa­runkach zaboru rosyjskiego postanowił przysposobić postać żeglarza dla sprawy Polski. To oczywiście uruchomiło wiele interpretacji. Po­stać w powieści jest po trosze sumą tych interpretacji i obrosłych wo­kół nich legend, a z drugiej strony moją własną wersją losów żeglarza i okoliczności, które w warunkach drugiej połowy XV wieku mogły być bardzo prawdopodobne. W sam raz jako materiał na powieść.
 -  Czytelnicy pańskiej powieści zwracają uwagę na znakomi­te przedstawienie w niej realiów żeglarskich, zarówno współcze­snych, jak i tych ze schyłku średniowiecza. Czy sam pan żegluje?
 -  Nie mam patentu żeglarskiego, choć pływałem jako załogant wraz z ekipami, które brały udział w słynnych regatach, jak np. we wspomnianym w powieści Mackinac Race. Aby poznać realia historyczne, zasięgałem opinii znawców, a także przestudiowa­łem wiele lektur. Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele ze swojego warsztatu, lub jak kto woli - kuchni pisarskiej, ale w moim wy­padku przelicznik jest prosty- na jedną napisaną stronę przypada około stu przeczytanych i to na zadany temat...
 -  Prowadzi pan narrację niespiesznie i dwutorowo, bar­dzo dba o prawdopodobieństwo realiów, zarówno historycz­nych, jak i współczesnych, wymaga od odbiorcy przyswojenia sporej wiedzy, a może i samodzielnego sięgnięcia do źródeł, a jednocześnie unika pan taniego efekciarstwa. Czy nie oba­wia się pan, że dzisiejszy polski masowy czytelnik woli nieco mniej wymagające lektury?
 -  Wręcz odwrotnie. Sądzę, że polski czytelnik jest bardzo wy­magający. Wymaga od autora, ale tez i od siebie. Literatura pełni również funkcję edukacyjną. To wspaniałe, jeśli jakaś opowieść na tyle pobudzi czytelnika, że zechce on później we własnym zakresie pogłębiać wiedzę na temat wątku, który zainspirował go w po­wieści. To znaczy, ze książka spełniła swoje zadanie. Z drugiej zaś strony warto spojrzeć na listy bestsellerów, jakie książki najlepiej sprzedają się w Polsce. Wiele pozycji pokrywa się z tymi, które królują na renomowanych listach światowych. A to świadczy nie tylko o modzie, ale między innymi również o wyrobionych gustach polskich czytelników. Uważam, ze jeśli autor chce odnieść sukces, powinien traktować czytelnika jak partnera, a nawet jak kogoś kto jest od niego mądrzejszy, jeszcze bardziej wymagający.

Rozmawiał Jarosław Górski

Biblioteka analiz, Książki, lipiec 2012
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz