W swojej
najnowszej książce Andrzej Dudziński obficie czerpie z pełnej niedomówień i
różnych hipotez biografii Jana z Kolna określanego również jako Michal Kapron,
Michalous Kapronus lub Johannes Scolvus. Głównym bohaterem Manuskryptu Jana
Żeglarza jest profesor historii Rober Nowicki, który zostaje skierowany na
Wyspy Owcze, by zbadać księgi znajdujące się w tamtejszym klasztorze
franciszkanów. Nowicki najwięcej uwagi poświęca tytułowemu manuskryptowi,
dającemu podstawę do twierdzenia, że to nie Krzysztof Kolumb a zapomniany
żeglarz z Polski dotarł do Ameryki. Profesor kontynuuje prace, ale jego
dociekliwość nie wszystkim jest na rękę. Czy jego teoria okaże się prawdziwa?
Kim był Jan z Kolna i jak potoczyły się jego losy?
Powieść
Dudzińskiego nie porwała mnie tak, jak tego oczekiwałam, a przyczyn tego stanu
upatruje w nudnym i rozwleczonym wątku współczesnym. Gdyby nie fragmenty
manuskryptu Jana z Kolna lektura tej książki z pewnością zabrałaby mi znacznie
więcej czasu. Nie wiem z czego wynika prawidłowość, ale nie po raz pierwszy w
tego typu historiach współczesny plan akcji wypada blado na tle zdarzeń z
przeszłości. W teorii wszystko wydaje się dopracowane – ciekawa fabuła,
egzotyczne miejsce akcji, wątek miłosny, tajemnice sprzed kilku stuleci i
niebezpieczeństwo związane z niespodziewanym odkryciem. (...)
Na pierwszy plan wysuwa się porywająca i wzruszająca historia z
przeszłości. Losy Jana zostały przedstawione w sposób szczegółowy, a wątek ten
od początku do końca intrygował i przyciągał moją uwagę. Autor świetni
nakreślił realia epoki, pokazując współczesnemu czytelnikowi ile trudu wymagała
realizacja ambitnych planów. Jan musiał zmierzyć się z nieprzychylnością
kolejnych władców i możnych, którzy nie dowierzali, że istnieje inna droga do
Indii. Na dodatek jego miłość do żeglugi stanęła na przeszkodzie szczęściu
rodzinnemu. Jednak największe wrażenie wywarł na mnie opis ostatniej podróży
Jana. Zmagania załogi z trudnymi warunkami na morzu spowodowanymi wahaniami
pogodowymi oraz spotkania z tubylczą ludnością odkrywanych ziem to prawdziwe
perełki tej powieści. Wyprawa bohatera została opisana z rozmachem i dbałością
o szczegóły, dzięki czemu w trakcie lektury miałam wrażenie, że razem z załogą
płynę po bezkresnym oceanie na pokładzie „Mariny” lub „Sarny”, by później
eksplorować nieznane tereny. Podobało mi się także to, że autor naprawdę
solidnie przygotował się do opisywanego tematu. O statkach, żeglowaniu i
sposobach na okiełznanie zdradzieckiego oceanu można dowiedzieć się wielu
interesujących rzeczy. Podobnie jak o XV wiecznych metodach wyznaczania kursu i
znaków, służących marynarzom za punkty orientacyjne.
W
recenzowanej książce Jan z Kolna został scharakteryzowany jako nieustępliwy,
wykształcony i odważny człowiek, potrafiący cierpliwie czekać na sprzyjające
okoliczności i wytrwale dążyć do wyznaczonego celu. Jego upór i wiara we własne
możliwości zasługują na podziw i szacunek, ponieważ nie łatwo głosić
niepopularne poglądy w czasach, gdy uczeni są przekonani, że poza znanymi
lądami wody oceanów i mórz zamieniają się w piekielną toń pochłaniającą
każdego, kto odważy się wypłynąć tak daleko. Inni bohaterowie raczej nie
wzbudzili mojej sympatii. Robertowi Nowickiemu brakuje charakteru. Autor
uczynił z niego dociekliwego historyka po przejściach, ale czasami wydawało mi
się, że powołał go do literackiego życia tylko po to, by móc wprowadzić do
fabuły Jana. Piękna Nadia równie nie zdobyła mojego zaufania. Często nie
rozumiałam jej zachowania, nie potrafiłam także znaleźć wytłumaczenia dla
niektórych podjętych przez nią decyzji.
Historia
osadzona w XV wiecznych realiach zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu
niż współczesne zmagania profesora Nowickiego. Wydaje mi się, że wszystko
zostało pomyślane i opisane lepiej we fragmentach poświęconych Janowi niż w
pozostałej części książki. Urzekł mnie opis dalekich wypraw polskiego żeglarza,
wzruszyłam się czytając o jego niespełnionej miłość i zainteresowałam biografią
rzeczywistego Jana z Kolna. Andrzej Dudziński znakomicie sprawdził się w roli
pisarza, który na warsztat bierze historyczne zdarzenie lub postać i
przedstawia swój punkt widzenia, dokładnie go motywując i kreśląc prawdopodobne
wyjaśnienie swojej hipotezy. Na pochwałę zasługuje również stylizowany język
podkreślający atmosferę epoki i pomagający odbiorcy przenieść się w odległe
czasy. Współczesna opowieść wypadła gorzej, ale mimo tego polecam Manuskrypt
Jana Żeglarza, ponieważ wątek polskiego odkrywcy jest dopracowany i
intrygujący.
http://dosiakksiazkowo.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz