Dziennikarstwo to nie jest zawod tylko charakter. Jesli traktujesz je jak zawod to kiedys
przepadniesz, bo po prostu zabraknie ci sily. Wiele razy probowalem od niego odejsc.
I zawsze wracalem, a najdluzsze rozstanie trwalo nie wiecej niz dwa tygodnie
- mowi Andrzej Dudzinski, dzienkarz, ktory na kilka dni przyjechal do Gdanska. (...)
Dziennikarstwo odkrywal (i swoj charakter, oczywiscie) poprzez studencki ruch dziennikarski,
wakacyjne praktyki w redakcjach, wreszcie wspolprace i prace etatowa w "Wieczorze Wybrzeza",
"Dzienniku Baltyckim" i "Tygodniku Wybrzeze". Ale dzis jest to juz rozdzial zamkniety.
Wspomnienia. Sentymenty. "Jego" redakcja jest teraz "Dziennik Chicagowski", gdzie pelni
funkcje redaktora naczelnego. (...)
Ma swoj program w polonijnym radiu. A poza tym,
a moze przede wszystkim, pisze ksiazki, dochowuje wiernosci reportazowi, literaturze faktu,
ktora jest niezmiernie zafascynowany. (...) Autor jest wnikliwym obserwatorem ludzi i ich
pogmatwanych losow, poznawanych w wedrowkach po Polsce, Europie, Ameryce. Nic dziwnego,
ze poza reporterska ciekawoscia i przenikliwoscia, ma Dudzinski rowniez wrazliwosc wobec
ludzi, skonczyl wszak studia pedagogiczne. (...)
Jedna z ksiazek
dotad wydanych traktuje
o ludziach i miescie rodzinnym - Gdansku. Nosi tytul "Europy gdanski
kalendarz". Stanowi
poklosie dziennikarskiego miedzynarodowego konkursu, ogloszonego z
okazji milenium Gdanska.
Dudzinski zdobyl w nim Grand Prix, zas ksiazka, dosc niespodziewanie
uswietnila chicagowskie obchody gdanskiego jubileuszu. Jej promocja w
polonijnych mediach trawala dluzszy czas, zaowocowala licznymi
artykulami i audycjami o autorze. On sam poczul sie na moment
czlowiekiem sukcesu, ktorego inni sa ciekawi. (...)
Ameryka
spodobala sie Dudzinskiemu na tyle, ze postanowil zostac w niej na
pewien czas. Wywalczyl etat w "Dzienniku Zwiazkowym", popracowal kilka
lat, ale w koncu postanowil wrocic do Polski. W Polsce jednak nie
wypalily projekty. Przekonal sie, ze slowo amerykanskiego biznesmena,
punktualnosc i sumiennosc w interesach nie daja sie porownac z polska
niesolidnoscia i sklonnoscia do improwizacji. Moze zabraklo mi
cierpliwosci? - zastanawia sie teraz. A moze tez gore wziela ta druga,
niespokojna polowa jego istoty? Spakowal walizke i wracal. Odnowil
kontakty z prasa (...). Nie bylby jednak soba, gdyby poddal sie blogiej
stabilizacji. Wedrowka zawsze byla jego zywiolem, odpoczynkiem i polem
dziennikarskiej inspiracji. Wraz z przyjacielem, typowym obiezyswiatem,
urzadzaja od czasu do czasu eskapady. Wystarcza krotka telefoniczna
rozmowa, sygnal, ze pora ruszac w droge, by spakowac najpotrzebniejsze
drobiazgi i juz jechac przed siebie, na spotkania z nowymi ludzmi, do
miejsc jeszcze nie znanych. (...)
Kiedy przylatuje do Polski to
brakuje mu wlasnie tego oddechu, wielkiego nieba od oceanu do oceanu,
ktory przemierza sie przez trzy i pol dnia. Kiedy tam jest - oczywiscie
teskni.
- Jestem tam, gdzie akurat przebywam. Jak roslina, ktora sie czesto
przesadza., nie pozwalajac wrosnac w jedno miejsce. Tak pewnie smakuje
wolnosc - siadasz w samochod, zabierasz rzeczy, jedziesz.... Ale czy to
jest dobre? Wrastam powoli w chicagowski pejzaz, lecz gdy wracam do
Gdanska, wiem, ze ani tu ani tam nie jestem naprawde u siebie. I
zazdroszcze innym, myslac, ze moze kiedys zakotwicze w Nowym Orleanie,
na Gwadelupie, albo w Arizonie, w ktoryms z zakatkow, ktore najbardziej
mnie urzekly i poczuje, ze nie chce juz nigdzie jechac.
Anna Jesiak
Anna Jesiak - Od oceanu do oceanu, Tygodnik Trojmiasto, 12 sierpnia 1998 r., Gdansk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz