W spisie członków załogi
oraz pasażerów statku „Mary and Margaret” należącego do Virginia Company of
London, który dobił do osady Jamestown w dniu 1 października 1608, na próżno
szukać nazwisk wymienionych w legendzie z roku 1943.
Mieczysław Haiman, historyk
Polonii Amerykańskiej, w siedemnastowiecznych podróżnikach odkrył, działając
zresztą w najlepszej wierze, ludzi wygnanych z ojczyzny, za idee
prześladowanych - „Braci Polskich”. Powtarzano za nim tę tezę ochotnie, jako że
wizerunek Polaka-męczennika doskonale pasował do popowstaniowego piśmiennictwa,
pozwalał lepić jeszcze jeden pomnik narodowej martyrologii. Nawet tak doskonały
szperacz literatury polskiej jak Melchior Wańkowicz dał się uwieść poglądowi o
ariańskiej metryce wirgińskich osadników. Bo pomost myślowy budowany na tym
fundamencie przedstawiał się zgoła powabnie: wydłużał w przeszłość
cierpiętniczy szlak Polaków, z drugiej zaś strony wyszlachetniał dusze i
oblicza tych, którzy za oceanem dali polskim dysydentom ciepłe schronienie. Ale
jako teza obronić się nie da: Raków, szkołę i drukarnię, zwane Akademią Ariańską,
zburzono w roku 1639, zaś powrót na łono rzymskokatolickiego Kościoła lub
wyjazd za granicę nakazał rewizjonistom Sejm Rzeczypospolitej dopiero w 1658. A
Polacy w Jamestown byli już, jak pamiętamy, w 1608.